Trwa dramat uchodźców z tzw. karawany migrantów, która przeszła z Ameryki Środkowej do granicy ze Stanami Zjednoczonymi w Meksyku. Szli setki, a nawet tysiące kilometrów, aby dostać się do lepszego świata. Zostali zatrzymani na granicy i dziś nie widać dla nich dobrego rozwiązania.
O sytuacji migrantów w wywiadzie dla Radia Watykańskiego mówi włoski skalabrynianin, który od ponad 30 lat pracuje w tamtym regionie Meksyku o. Flor Maria Rigoni.
– Według mojej opinii, człowieka, który już ponad 30 lat pracuje na granicach, na misjach w Meksyku, karawana ta daje do myślenia. Powiedziałbym tak: ruszyły się peryferie. Zgromadzono ich około 20 km od granicy. W Tijuanie, gdzie znajduje się granica ze Stanami Zjednoczonymi, teraz jest zimno, panuje pora deszczowa, strategia jest następująca, poczekać, aby się powoli rozeszli, jeden po drugim ? uważa o. Rigoni. – Większość z nich to ludzie prości.
Dowiedzieli się, że na północ idzie karawana i dołączyli się do niej. Wielu z nich już rozproszyło się po Meksyku, wielu powróciło do swoich krajów. Jedno, na co chciałbym zwrócić uwagę to ogromna desperacja tych ludzi, oni nie mają nic do stracenia. O migracji z Ameryki Środkowej trudno już mówić, że to migracja ekonomiczna, oni migrują, aby przeżyć. Poziom przestępczości jest tam przeogromny, a przemoc nadzwyczaj okrutna. Na granicy przyjmowaliśmy ludzi, którzy mają jeszcze w nogach, klatkach piersiowych, odłamki po nabojach, otwarte rany po ciosach maczetami.
Dla 50 migrantów dziennie rozpoczyna się badanie wniosku o azyl
Karawana, która miała wyruszyć, jest tylko jednym z wielu przepływów migracyjnych, które w ostatnich miesiącach uruchomiły kraje Ameryki Południowej i Środkowej. Mówi się o co najmniej 10 000 ludzi wysłanych na granicę strzeżoną przez ludzi z wojska i policji. Warunki życia czekających na przekroczenie granicy migrantów są bardzo trudne. Są tacy, którzy mają nadzieję, pomimo odmowy przyjęcia, o czym zdecydował prezydent Trump.
Dziennie ok. 50 osób przekracza granicę z papierem w ręku: to dowód, że ich prośba o azyl w Stanach Zjednoczonych pozwala im rozpocząć podróż dalej. Wielu migrantów znajduje gościnę w ośrodkach zatrzymań, inni decydują się ubiegać o azyl w Meksyku zamiast wracać do domu.
Historia o. Rigoni, od 34 lat w Meksyku
Ksiądz Flor Maria Rigoni jest zakonnikiem z Bergamo ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy Scalabrinian, którego charyzmatem jest pomaganie wszystkim ludziom, którzy z jakiegokolwiek powodu są zmuszeni opuścić swoją ojczyznę. Po ponad 30 latach przebywania w Japonii, Niemczech i Afryce, ojciec Flor przebywa w Meksyku, gdzie otworzył Dom Migranta, najnowszy w stolicy. Mieszka w Guadalajara, drugim co do wielkości mieście w kraju, z 11 milionami mieszkańców.
Ojciec Rigoni dodaje:
Jesteśmy przed wydarzeniami, które będą sie powtarzały w innych częściach świata, ponieważ słynna krzywa Gaussa naszej światowej populacji właśnie całkowicie zmienia swój wygląd: na szczycie znajdują się ludzie bardzo bogaci. Według oficjalnych raportów, każdego dnia rodzi się jeden lub dwóch miliarderów na świecie, podczas gdy w tym czasie migranci nie wiedzą, czy przeżyją następnego dnia … Więc gramy w rosyjską ruletkę. ?Jest w tym obecna złość, rodzaj zazdrości, bo rodzi się poważne pytanie: Dlaczego oni tak, a my nie?” Znaki te mówią nam, że granice mniejszości religijnych, etnicznych, politycznych będą miejscem wybuchu wojen partyzanckich, nie bez wpływu na sprawy społeczne i polityczne państw.
Dlaczego ci ludzie opuszczają swoje kraje?
W przypadku Ameryki Środkowej i Hondurasu nie możemy już mówić o migrantach ekonomicznych, jest to ogólna migracja przetrwania. Mogę wspomnieć o kobiecie, która mi powiedziała: ?Ojcze, nie zapomnij, że tam, gdzie mieszkam (Salvador) każda matka niesie na ramionach swoją trumnę, ponieważ w każdej chwili i każdym miejscu może to być jej cmentarz. Jest to sytuacja bezwzględnej, bezimiennej przemocy. Były partyzant powiedział mi: „Ojcze, pamiętasz, kiedy byliśmy w Salwadorze, dwa fronty, partyzant i armia były bardzo silne; dziś jesteśmy otoczeni przemocą i niewidzialnymi frontami, z maską, za którą możesz spotkać twojego brata, nawet twojego ojca” (…). Papież Franciszek naprawdę stał się znakiem sprzeciwu: broni tych, których chcemy zignorować, tych ze słynnych przedmieść, a które chcielibyśmy coraz dalej odsunąć. I to jest smutne, ale przynajmniej Kościół jest w tym jest na pierwszej linii frontu.
Przygotowywana jest nowa karawana
A kilka dni temu pojawiła się wiadomość o nowym alarmie w Hondurasie, w Meksyku i Stanach Zjednoczonych oraz o kampanii, która rozwija się poprzez sieci społeczne Hondurasu, aby stworzyć nową karawanę migrantów, która mogłaby zacząć od San Pedro Sula już 15 stycznia. Na jednym zdjęciu grupa ludzi ubranych na czarno maszeruje za drucianą siatką zwieńczoną drutem kolczastym, z hasłem: „Szukamy schronienia, w Hondurasie zabijają nas”.
Za: vaticannews.va / Tijuana, 3.01.2019