Po długim oczekiwaniu do Albanii przybyło pięć albańskich kobiet i 14 dzieci z cieszącego się złą sławą syryjskiego obozu Al Hol.
Kobiety dołączyły do islamskich grup ekstremistycznych walczących w Syrii i Iraku. Lecąc z Libanu, towarzyszyli im premier Albanii Edi Rama i minister spraw wewnętrznych Bledi Cuci. W oświadczeniu Rama nazwał to „bardzo pozytywnym wydarzeniem” i zapewnił, że w swoich słowach „nie zatrzymamy się tutaj”.
Wyjaśnił, że 19 kobiet i dzieci zostanie zabranych do schroniska w zachodniej części miasta portowego Durres. Tam policjanci i eksperci ds. społecznych przeprowadzą badania lekarskie i psychologiczne. Po tym nastąpi okres kwarantanny, po którym niektórzy będą mogli wrócić do swoich rodzin.
Rama nie ujawnił, czy kobiety będą ścigane za ewentualne zbrodnie wojenne i inne okrucieństwa. Niedzielny transport kobiet i dzieci był trzecią próbą repatriacji Albańczyków z ogarniętych wojną terytoriów Syrii. W październiku ubiegłego roku repatriowano pięciu Albańczyków, a rok wcześniej dziecko wróciło do kraju.
Władze uważają, że kilkuset Albańczyków dołączyło do Państwa Islamskiego i innych grup walczących w Syrii i Iraku na początku 2010 roku. Wielu zostało zabitych, a ich żony i dzieci utknęły w obozach syryjskich.
Sprawa Albanii jest obserwowana przez inne kraje europejskie, takie jak Holandia, która repatriuje część kobiet i dzieci, pomimo krytyki ze strony kilku osób stanowiących prawo.
Jedną z holenderskich kobiet przetrzymywanych przez siły kurdyjskie w Syrii jest Hafidi, narzeczona z Państwa Islamskiego. Rozpłakała się niedawno, kiedy w swoim namiocie mówiła o swoich nadziejach na lepszą przyszłość. „Ja, jeśli pójdę do więzienia, poniosę konsekwencje za to, co zrobiłem. Ale dla moich dzieci to nie jest życie w obozie, prawie dwa lata nie. Płaczę”.
Powiedziała, że to, co zrobiła, „było głupie”. Ale Hajfida odmówił potępienia Państwa Islamskiego, powołując się na obawy związane z bezpieczeństwem. Repatriacja jej i innych osób pozostaje kontrowersyjna, a krytyczni europejscy ustawodawcy obawiają się, że mogą zagrozić bezpieczeństwu w Europie, gdzie kary mogą być łagodniejsze niż na Bliskim Wschodzie.
Jednak kilka rządów europejskich sprzeciwia się procesom na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza byłym zwolennikom ugrupowania Państwa Islamskiego, w tym kobietom: grozi im tam kara śmierci.
Po wybuchu wojny w Syrii w 2011 roku wielu Europejczyków przystąpiło do Państwa Islamskiego. W rezultacie grupa Państwa Islamskiego kontrolowała 88 000 kilometrów kwadratowych (34 000 mil kwadratowych) terytorium rozciągającego się na terenie Syrii i Iraku.
Jednak po pokonaniu ich państwa w regionie w marcu 2019 r. matki i dzieci zostały przeniesione do obozów, a tysiące innych przesiedlonych. Zaniepokojone zagrożeniami dla bezpieczeństwa i reakcją polityczną, niektóre europejskie rządy są niechętne do repatriacji wszystkich swoich obywateli z obozów pomimo apeli grup praw człowieka.
Za: www.vaticannews.va (ang.), 1.08.2021