O polityce migracyjnej Polski (wywiad)
Jakub Skiba, Sekretarz Stanu w MSWiA, w rozmowie z Renatą Stefańską i Moniką Szulecką
Co nas czeka – ciągłość czy zmiana wobec dotychczas realizowanej polityki migracyjnej? Jaki jest stosunek nowego rządu do dokumentu „Polityka migracyjna Polski – stan obecny i postulowane działania”?
Ten dokument nie jest i nie będzie realizowany, ponieważ jest nieaktualny (formalnie nie obowiązuje już od 19 października 2016 r.). Powstał w 2012 r., a od tamtego czasu sytuacja migracyjna w Polsce i na świecie radykalnie się zmieniła, przede wszystkim ze względu na trwający od 2015 r. kryzys uchodźczy, czyli masowy napływ imigrantów z Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej i Azji Środkowej. Tam są ogniska konfliktów, ale obecnie imigracja z tego obszaru wiąże się w większości z aspektem ekonomicznym. Jest też wzmożony napływ z Ukrainy do Polski. Wszystko to zmieniło optykę spojrzenia na migracje i było powodem unieważnienia przez rząd tego dokumentu.
Trwają prace nad nowym programem migracyjnym, ale sądzę, że nie powstanie on, dopóki sytuacja się nie ustabilizuje i nie wykrystalizuje się polityka europejska w sprawach azylowych. Obecnie najistotniejsze jest odpowiadanie na bieżące wyzwania, które w szybkim tempie się zmieniają. Co ważne, obecny rząd ma odmienne stanowisko w stosunku do poprzedniego wobec problemów migracyjnych.
Na czym polega odmienność tego stanowiska?
Stanowisko to jest pragmatyczne, odchodzimy od ujęcia ideologicznego. Naszym zdaniem podejście ideologiczne, które opiera się na wizji multikulturowości i szerokiej absorpcji migracyjnej, jest błędne. Doprowadziło ono do poważnego kryzysu migracyjnego w Europie z implikacjami dla samego istnienia Unii Europejskiej (UE), o czym świadczy np. Brexit. Konieczna jest analiza interesów państw członkowskich UE z punktu widzenia ich gospodarek, potrzeb demograficznych i szeregu innych czynników. Ważny jest aspekt bezpieczeństwa, co szczególnie widać w perspektywie ostatnich ataków terrorystycznych.
O tym, jak błędne jest podejście ideologizujące, świadczy uparte utrzymywanie, że obecny kryzys migracyjny, przyciąganie ogromnych rzesz uchodźców czy też migrantów z krajów kulturowo zupełnie odmiennych nie niesie ze sobą zagrożeń dla bezpieczeństwa. Chodzi o kręgi kulturowe przesiąknięte ideologią nietolerancji, której podbudową jest radykalny i fundamentalistyczny islamizm. Nie krytykuję islamu jako wyznania, tylko radykalną ideologię polityczną budowaną na jego bazie.
W Polsce musimy stworzyć taki program migracyjny, który będzie pewną – wpisaną w całą politykę europejską – wizją roli, jaką Polska ma w Europie odgrywać. Dyskutowaliśmy na ten temat z naszymi partnerami zagranicznymi pod koniec listopada, na spotkaniu organizowanym w związku z naszym przewodnictwem w Grupie V4, z udziałem także państw spoza Grupy Wyszehradzkiej. Planujemy całą serię międzynarodowych spotkań w sprawie polityki migracyjnej UE.
Biorąc pod uwagę zróżnicowanie interesów krajów UE, czy oczekują państwo, że międzynarodowe forum wymiany wizji doprowadzi do określenia jednej wspólnej wizji?
Tak, wierzymy w to. Nasza optyka zyskuje coraz większe uznanie w Europie. A to, że istnieje rozbieżność zdań jest oczywiste. Z jednej strony mamy tzw. wizję solidarności europejskiej, która bierze się za skutki migracji, a nie za przyczyny. Chodzi w niej o to, żeby przybywające masy migrantów, w większości nie uchodźców, rozdystrybuować po różnych państwach. To rozwiązanie jest wadliwe. Po pierwsze, opiera się na milczącej akceptacji nieustannego naruszania prawa europejskiego dotyczącego ochrony granic, systemu dublińskiego, a de facto również Schengen. Po drugie, w praktyce generuje ono tzw. pull factor i patologiczne sytuacje, jak np. ogromny przemysł przerzutu ludzi do Europy, z którego czerpane są gigantyczne zyski. Po trzecie, pojawiają się poważne problemy integracyjne. Po czwarte, standard bezpieczeństwa w poważny sposób zostaje naruszony. Uwaga powinna być raczej skupiona na poprawie sytuacji w tych krajach, z których pochodzą i w których przebywają uchodźcy.
A czy w tej dyskusji nad nową polityką migracyjną wezmą udział partnerzy krajowi?
Z całą pewnością przy tworzenia programu migracyjnego trzeba będzie skorzystać ze wsparcia ekspertów krajowych. Politycy mogą i powinni brać pod uwagę różne opinie, oceny prawne, demograficzne, ekonomiczne, ale to ich zadaniem jest podjęcie najważniejszych decyzji, określenie celów strategicznych. Dopiero w kolejnym etapie będzie tworzony szczegółowy program, który będzie realizował cele określone przez polityków i który będzie miał charakter techniczno-realizacyjny. I właśnie na tym etapie rola ekspercka będzie szczególnie ważna.
Czy są już określone priorytety nowej polityki migracyjnej?
Najważniejsza jest kwestia bezpieczeństwa – unikamy zagrożeń i stawiamy czoła rzeczywistości takiej, jaką ona jest. Mamy też cały szereg spostrzeżeń w innych wymiarach. Polska jest krajem w głębokim kryzysie demograficznym. W przyszłości trzeba zadbać o to, aby albo zwiększyć dzietność kobiet, albo szukać rozwiązań w rozsądnie prowadzonej polityce migracyjnej. Uważam, że źródłem migracji w przypadku Polski nie powinien być obszar Bliskiego Wschodu. Naturalnym polem jest Wschód blisko naszych granic. To też nie jest pozbawione ryzyka, ale to tu leży przyszłość i to jest główny kierunek naszych zainteresowań.
A czy migracja może być sposobem na rozwiązywanie problemów ekonomicznych?
Według mnie działania państw Europy Zachodniej w zakresie migracji, szczególnie Niemiec, są podyktowane pewną kalkulacją makroekonomiczną. Obecnie wydajność pracy w tym kraju rośnie skokowo, a każde miejsce pracy przynosi znacznie większy produkt, na który nie ma zbytu. Prawdopodobnie więc Niemcom nie chodzi tylko o pozyskiwanie ludzi do pracy, ale też – być może bardziej – o stymulowanie popytu na podstawowe dobra konsumpcyjne, jak np. żywność i ubrania, i rozwijanie w ten sposób PKB. To jest perspektywa państw wysoko rozwiniętych, która jednak różni się od perspektywy Polski. Na naszym etapie rozwoju potrzebni są ludzie, którzy będą pracowali i konsumowali. Tymczasem próbuje się nam narzucić automatyczne kwoty relokacyjne. To jest naruszenie naszej suwerenności. Z analizy potrzeb demograficznych i ekonomicznych Polski wynika, że musimy oprzeć się na innej filozofii. W naszej sytuacji chodzi przede wszystkim o wyjście z tzw. pułapki middle income i stymulowanie innowacyjności gospodarki.
Pojawiają się stwierdzenia, że Polskę ominął obecny kryzys migracyjny albo że Polska doświadcza go w niewielkim stopniu.
Nie jest to prawdą. To tylko narracja dominująca w mediach. My też doświadczamy kryzysu migracyjnego, chociażby w związku z masową migracją z Ukrainy. Szacujemy, że obecnie w Polsce przebywa już od 800 tys. do 850 tys. Ukraińców. W przyszłym roku prawie na pewno będziemy ich mieli milion albo i więcej. Napływ ma charakter przede wszystkim ekonomiczny, ale jest on też konsekwencją konfliktu we wschodniej Ukrainie.
Jeśli chodzi o kryzys uchodźczy w Europie, to Komisja Europejska (KE) chciałaby, aby wszystkie kraje UE uczestniczyły w jego rozwiązywaniu poprzez relokację cudzoziemców ubiegających się o azyl we Włoszech i Grecji. Wydaje się, że polityka rządu polskiego w tym zakresie jest dość niejednoznaczna. Z jednej strony do Polaków idzie przekaz, że najważniejsza jest kwestia bezpieczeństwa…
Bo jest.
...i Polska nie będzie relokować migrantów, a z drugiej strony są prowadzone pewne działania zmierzające do przesiedlenia ich do Polski, np. wysyłani są oficerowie łącznikowi Straży Granicznej do Włoch i Grecji i weryfikowana jest tożsamość cudzoziemców, którzy mieliby być relokowani…
W zeszłym roku rząd premier Kopacz – mimo deklaracji braku zgody na stały mechanizm relokacji – nagle radykalnie zmienił zdanie i zagłosował za jego przyjęciem. Tą decyzją jednocześnie złamał solidarność Grupy Wyszehradzkiej, co do dzisiaj jest nam wypominane.
Rząd PiS-u przeprowadził analizę zobowiązań Polski w zakresie relokacji i doszedł do wniosku, że jest to obowiązujące prawo. W decyzjach podjętych przez Radę Europejską w 2015 r. na temat relokacji – na wniosek polskiej strony – zawarto warunki dotyczące bezpieczeństwa. Kierując się tą kwestią, zaczęliśmy badać, jak w praktyce wygląda realizowanie tej decyzji. Rozeznanie oficerów łącznikowych na miejscu wykazało, że powszechne były przypadki osób, które miały podlegać relokacji do Polski, a nie miały zidentyfikowanej tożsamości. Były osoby, które legitymowały się np. paszportami syryjskimi, świeżo wykonanymi, a ewidentnie pochodziły z Iraku, co stwierdzaliśmy na podstawie wywiadów z nimi. Nie mogąc zapewnić odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa, nie możemy praktycznie wykonywać decyzji o relokacji. Ta decyzja jest zresztą niewykonywana przez właściwie wszystkie kraje UE. Naszym zdaniem, jest to niezbity dowód na jej błędność.
Z czego to wynika?
Przede wszystkim z tego, że generuje ona osławiony pull factor, czyli czynnik przyciągający kolejnych migrantów. Tymczasem prawo powinno być przestrzegane, granice powinny być chronione, a do Europy powinni być wpuszczani tylko cudzoziemcy, którym przysługuje ochrona międzynarodowa, nie zaś wszyscy chętni. Trzeba raczej stymulować rozwój w krajach pochodzenia migrantów, zamiast pogłębiać ich katastrofę gospodarczą. Jeżeli otworzymy się na wszystkich chętnych z krajów rozwijających się, to stworzymy następujący mechanizm: będzie opłacało się utrzymywać permanentny konflikt, żaden rozwój gospodarczy nie będzie miał sensu, za to opłacalne będzie przerzucanie ludzi do Europy przy pomocy nielegalnych przewoźników.
Dotychczas w ramach UE relokowano znikomy odsetek cudzoziemców z całej zakładanej liczby. Czy to oznacza, że w ogóle nie zanosi się na to, że decyzja dotycząca stałego mechanizmu relokacji zostanie przyjęta?
Na poziomie UE bez przerwy mamy do czynienia z próbą „przepy-chania” tego mechanizmu. Komisja Europejska opublikowała w maju i lipcu dwa pakiety azylowe, będące obecnie przedmiotem negocjacji. One zawierają wiele pozytywnych rozstrzygnięć, zwłaszcza jeśli chodzi o uszczelnienie i ochronę granic i zintensyfikowanie działań w stosunku do krajów, które są źródłem migracji. Zaproponowano jednak także rozwiązania nie do przyjęcia, jak np. automatyzm relokacyjny po osiągnięciu pewnego progu krytycznego i tzw. solidarność finansowa, czyli de facto karanie krajów za nieprzyjmowanie uchodźców kwotą 250 tys. euro. Najbogatsze państwa, które zafundowały Europie kryzys migracyjny, mają teraz problem, bo wiedzą, że większość migrantów zmierza do Niemiec czy do Szwecji, i nie ma szans, żeby zatrzymać ich w innych państwach. Doszły więc do wniosku, że najlepsze byłoby zrównanie warunków recepcyjnych, czyli np. wysokości zasiłków wypłacanych uchodźcom w poszczególnych krajach UE. To politycznie jest nie do zaakceptowania. Stanowisko rządu w tych sprawach jest konsekwentnie przeciwne i zarazem zbieżne ze stanowiskiem innych państw Grupy Wyszehradzkiej i spoza regionu. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z rosnącym oporem części państw europejskich wobec wizji Komisji Europejskiej.
Jednocześnie polski rząd otrzymał mocne wsparcie od polskiego parlamentu, który w swoich dwóch uchwałach, podjętych w Sejmie i w Senacie, wskazał, że propozycja rozporządzenia dotyczącego mechanizmu przymusowej relokacji uchodźców narusza zasadę pomocniczości. Za tą uchwałą głosowali prawie wszyscy posłowie, łącznie z posłami Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej. Tylko jedna osoba wstrzymała się od głosu. Oznacza to, że opozycja popiera rząd w tych działaniach. Jest jeszcze kolejna uchwała, która została przyjęta przez parlament,
w świetle której te rozwiązania naruszają traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Oczywiście wiemy, że polityka azylowa jest kompetencją europejską i tego nie kwestionujemy. Przeprowadzone przez nas analizy prawne wskazują jednak, że w myśl art. 72 i 79, wraz z odpowiednimi protokołami, nierespektowana jest zasada suwerenności państw w decydowaniu o takich sprawach jak bezpieczeństwo i pomoc społeczna.
W opinii prawników propozycje KE w sprawach azylowych są niezgodne z Traktatem Lizbońskim. Czy to oznacza, że polski rząd nie będzie realizował polityki azylowej UE, jeżeli będzie ona niezgodna z prawem UE?
Na razie wciąż toczy się debata. Mamy nadzieję, że nasze stanowisko zwycięży lub zostanie zawarty sensowny kompromis. Jeśli ten wariant by się nie zrealizował, to jest jeszcze głosowanie i możliwość zgromadzenia mniejszości blokującej. Jest Traktat Lizboński, ale obowiązuje jeszcze „Nicea”, nawet mechanizmy typu Joanina. Do wszystkich tych środków sięgniemy. W ostateczności pozostaje skarga do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Czy możliwe jest zatrzymanie napływu migrantów do Europy i niełamanie przy tym praw człowieka?
Zadaniem wszystkich krajów świata jest zbudować sobie taki system polityczny i gospodarczy, w którym nie będzie dochodziło do łamania praw człowieka. Ponieważ jesteśmy z lepszej, uprzywilejowanej części Świata, naszym obowiązkiem jest pomóc tam na miejscu. Jednak żyjemy w epoce globalizacji. Epoka ta, zamiast konwergencji ekonomicznej powoduje to, że bogaci stają się coraz bogatsi, a biedniejsi mają totalnie zrujnowane gospodarki, bo nie mają szans, żeby cokolwiek sprzedać. Jestem przekonany, że trzeba stymulować wzrost gospodarczy krajów biedniejszych, żeby ludzie w Syrii, Iraku czy Libii mieli jakieś perspektywy na ułożenie sobie życia u siebie.
Wróćmy do sytuacji w Polsce: co z dostępem do procedury uchodźczej na przejściu granicznym w Terespolu, w sprawie którego głos zabrał m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich?
Nieustannie apelujemy do Straży Granicznej o skrupulatne stosowanie Konwencji Genewskiej i polskiego prawa. Problem polega na tym, że identyfikacja motywacji wielu osób, które chcą się przedostać do Polski nie daje podstaw do stwierdzenia, że chcą ubiegać się o ochronę. Ale chcę podkreślić, że Polska jest sygnatariuszem Konwencji Genewskiej oraz stroną systemu dublińskiego i wypełnia związane z tym zadania. Przypadek każdego cudzoziemca, który przekracza granicę, deklaruje ubieganie się o ochronę międzynarodową i w sposób prawnie skuteczny składa wniosek o udzielenie tej ochrony, jest rozpatrywany.
Czyli brak deklaracji jest powodem tego, że cudzoziemcy są odsyłani z powrotem? A co w sytuacji, gdy ktoś wyraźnie deklaruje, że chce się ubiegać o ochronę w Polsce?
Nigdzie nie jest powiedziane, że tylko i wyłącznie jedna formuła – „chcę złożyć wniosek azylowy” – przesądza o sprawie i ostatecznej decyzji. Proszę zwrócić uwagę, w jaki sposób jesteśmy przepytywani na granicy amerykańskiej czy kanadyjskiej. Stawiane są dodatkowe pytania. Oczywiście wymagana jest duża wiedza i sprawność funkcjonariuszy granicznych. Zapewniam, że w Straży Granicznej wielką wagę przykłada się do identyfikacji od strony psychologicznej czy kulturowej. Chodzi o to, żeby w sposób odpowiedzialny i zgodny ze stanem faktycznym identyfikować motywacje, cele i sytuacje osób ubiegających się o ochronę. A nasz cel jest taki – w Polsce nie będziemy przyjmować migrantów ekonomicznych, którzy chcą wykorzystywać procedurę azylową do swoich celów.
Czy rząd postrzega jako kryzys to, że tak wielu Ukraińców przyjeżdża do Polski i ubiega się o legalizację pobytu?
Tak można by wnioskować z pana wcześniejszej wypowiedzi.
Miałem na myśli kryzys jako stan odmienny od pewnego stanu stałego. Nie każdy kryzys musi nieść ze sobą wyłącznie negatywne aspekty.
A ten stan jest odmienny i pożądany czy odmienny i niepożądany?
Do pewnego stopnia jest to zjawisko pozytywne, ponieważ istnieje ogromna luka na polskim rynku pracy. Duża emigracja zarobkowa Polaków spowodowała, że jest duży popyt na pracę migrantów z Ukrainy, a Ukraińcy chcą pracować w Polsce. W większości jest to migracja ciężko pracujących ludzi, którzy przynoszą korzyść i sobie, i polskiej gospodarce.
Zjawisko to jednak łatwo może wymknąć się spod kontroli. W naszym przekonaniu istnieje pilna potrzeba objęcia monitoringiem państwowym migracji zarobkowej. W świecie regułą jest przyjmowanie limitów. Państwo ma prawo definiować warunki: kogo chce przyjąć, na jakich zasadach, kiedy i gdzie. W dyrektywie dotyczącej pracy sezonowej cudzoziemców jest przewidziana możliwość przyjęcia limitów i my powinniśmy je wprowadzić. Jeśli mamy już blisko milion Ukraińców w Polsce, to jest to już poważna kwestia, która ma swoje pozytywne strony, ale niesie też ze sobą różne ryzyka. Także z punktu widzenia bezpieczeństwa.
Ale bardziej zagrożone jest bezpieczeństwo ekonomiczne czy bezpieczeństwo ludzi?
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo ekonomiczne, to mamy do czynienia z tzw. szokiem podażowym na rynku pracy. Oferuje się pracę za niższe wynagrodzenie, co odpowiada pracodawcom, ale osłabia pozycję rynkową polskich pracobiorców. To może przyczyniać się do wzrostu emigracji. Pytanie, czy nam to odpowiada i czy jest zgodne z ogólną logiką podwyższania poziomu wynagrodzeń. Kolejna sprawa to transfery zagraniczne. 1,5 mld euro, które Ukraińcy wysłali w zeszłym roku, nie wpływa na stymulację popytu w Polsce. Z perspektywy kontroli nas najbardziej obchodzi sprawa wzrostu patologii związanych z uzyskiwaniem różnych dokumentów, np. wiz czy oświadczeń pracodawców o zamiarze zatrudnienia cudzoziemca. Inne potencjalne zagrożenie związane jest z antagonizmami narodowościowymi. Dlatego niezależnie od trudności administracyjnych, konieczne jest objęcie tych procesów monitoringiem.
Nie chcemy więc rosnącej skali migracji Ukraińców hamować, tylko regulować i pilnować, żeby nie wymknęła się spod kontroli?
Hamować nie zamierzamy, ale musimy walczyć z patologiami. Jeżeli mamy obecnie ok. 800 tys. migrantów z Ukrainy, to według mnie korzyści przeważają nad problemami. Przez jakiś czas jeszcze tak będzie, ale jest pewna granica, której przekroczenie może okazać się niebezpieczne i doprowadzać do niekorzystnych zjawisk.
Do tej pory Ukraińcy byli w Polsce tymczasowo. Obecnie rośnie liczba wniosków Ukraińców o prawo stałego pobytu. Czy jesteśmy otwarci na ukraińskich rezydentów?
Obecny rząd podchodzi do tego pragmatycznie. Migranci są potrzebni. Zasadniczą kwestią jest integracja imigrantów, a w wypadku Ukraińców przebiega ona w zasadzie pozytywnie. Normą jest, że Ukraińcy szybko się wdrażają, a potem ciężko i wydajnie pracują. Za tym często idzie dobry, niekiedy entuzjastyczny wręcz, stosunek do państwa polskiego. Łatwość integracji migrantów z Ukrainy w Polsce przemawia za tym, żeby ich przyjmować.
A co z integracją innych społeczności imigranckich?
Model, który lansował poprzedni rząd, przejęty z Zachodu, był taki: wprowadzamy do społeczeństwa nowe elementy i kładziemy nacisk na to, żeby zwiększyć możliwości absorpcyjne, tzn. obniżyć poziom nieufności społeczeństwa wobec przybyszów z zagranicy. To Polacy mieli zaakceptować i tolerować inne grupy i inne kultury. To było zgodne z ideologią multikulturalizmu. My, patrząc na to od strony pragmatycznej, uważamy, że takie podejście do niczego nie prowadzi. W ten właśnie sposób gigantyczne pieniądze poszły np. na przygotowanie mieszkańców Brukseli do tego, żeby zaakceptowali obcych w dzielnicy Molenbeek, która teraz jest typowym no-go area. Naszym zdaniem udana integracja polega na tym, że przybysze znają i rozumieją kulturę kraju przyjmującego.
Dlatego nowelizacja ustawy o cudzoziemcach przewiduje wprowadzenie wymogu znajomości języka polskiego przy staraniu się o prawo stałego pobytu. Poprzedni rząd też to planował, ale zrezygnował pod wpływem organizacji pozarządowych.
Tu pewnie będziemy się spierać z organizacjami pozarządowymi.
To jest twarde stanowisko?
Tak. Jesteśmy zdecydowanie przekonani, że znajomość języka polskiego jest istotnym warunkiem sukcesu integracyjnego, a integracja jest dla nas kwestią kluczową.
Ta integracja to tylko język polski czy jeszcze coś?
Język polski to tylko początek. Chodzi o to, żeby imigranci mogli na normalnych prawach funkcjonować w społeczeństwie polskim. Nie chodzi o to, żeby oni zmienili swoją identyfikację, ale by umieli się porozumieć i odnaleźć się w polskim otoczeniu.
Czy państwo jakoś pomoże w integracji?
Chcemy położyć nacisk na te kwestie. Chcemy edukować migrantów w zakresie rozumienia kultury miejscowej. Żeby nie dopuścić do tworzenia się gett etnicznych, jak na Zachodzie.
To jest jedyny nurt działań integracyjnych? Czy nie będzie jednak konieczny drugi nurt, ukierunkowany na uwrażliwianie społeczeństwa polskiego na inne kultury?
Skuteczna integracja zakłada działania wielopłaszczyznowe. Nasza ocena polityczna jest taka, że do tej pory zdecydowanie więcej uwagi kładziono na wymiar, który naszym zdaniem niekoniecznie przesądza o sukcesie integracji. Nie zgadzam się ze zdaniem, że Polacy niechętnie reagują na każdą odmienność. Niewątpliwie jednak trzeba również umiejętnie przekonywać Polaków, że imigracja to też wkład do polskiego życia. W polskiej kulturze jest taki potencjał. Mieszkający od wieków w Polsce Tatarzy, Ormianie są uważani za „naszych”. Wietnamczycy też są raczej pozytywnie postrzegani.
A z czego wynikało wstrzymanie konkursu na działania integracyjne finansowane z Funduszu Azylu, Migracji i Integracji (FAMI) rozpisanego przez poprzedni rząd i ogłoszenie nowego konkursu, co znacząco opóźnia jego rozstrzygnięcie?
Poprzednia wersja FAMI była źle ukierunkowana. Konieczna była zmiana podejścia do integracji, o czym mówiłem wcześniej. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że nasza decyzja dla pewnej części potencjalnych uczestników konkursu jest niepopularna. Odpowiada jednak ona obecnym priorytetom rządu.
Czy rząd planuje jakieś zmiany w ramach systemu instytucjonalnego, na różnych poziomach, jeśli chodzi o szeroko rozumiane zarządzanie migracjami?
Nasza lista priorytetów jest następująca. Po pierwsze, ochrona granic zewnętrznych, aktywny, ponadstandardowy udział polskiej Straży Granicznej w ochronie granic UE. Jesteśmy obecni na granicy bułgarsko–tureckiej, macedońsko-greckiej, węgierskiej. Jesteśmy też w Grecji. Wszędzie tam, gdzie jest taka potrzeba. To oznacza pełną akceptację Europejskiej Straży Granicznej i Przybrzeżnej. Po drugie, coraz większa pomoc uchodźcom na zewnątrz, tam gdzie oni są rzeczywiście uchodźcami, a nie migrantami ekonomicznymi. Partycypujemy w pomocy uchodźcom w Libanie, Jordanii czy Turcji. Po trzecie, całkowity sprzeciw wobec automatycznej relokacji.
A czy widzicie Państwo potrzebę zmian w podziale kompetencji między ministerstwami?
Nie ma takiej potrzeby. Uważam, że istniejąca obecnie struktura – ja odpowiadam za Straż Graniczną, poszczególne departamenty i Urząd do Spraw Cudzoziemców – jest zupełnie logiczna. Również podział między Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej a nami wydaje się słuszny. Ogromna rola MSWiA jest tym ważniejsza, że sprawy bezpieczeństwa wewnętrznego są coraz istotniejsze, zwłaszcza jeśli weźmiemy po uwagę np. ostatnie zamachy terrorystyczne. My taką refleksję musimy snuć, bo jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo obywateli naszego kraju.
Dziękujemy za poświęcony czas i rozmowę.
Za: Biuletyn Migracyjny / nr 55(2016)